Sfotografowanie sesji ślubnej na Islandii było jednym z moich marzeń od dawna. Tym bardziej ucieszyłem się jak na moją propozycję Magda z Maćkiem od razu, z błyskiem w oczach, odpowiedzieli „zróbmy to” :) Kilka dni później mieliśmy już kupione bilety i czekaliśmy na październik. Bo na wtedy właśnie zaplanowaliśmy sesję. Był to w zasadzie jedyny termin, w którym mogłem sobie pozwolić na wyjazd. Mocno trzymaliśmy kciuki, żeby kapryśna islandzka pogoda chociaż trochę zgodziła się na współpracę. I tak w zasadzie było…
A zaczęło się od tego, że pierwszego wieczora, chwilę po przyjeździe do naszego domku, na niebie pojawiła się zorza polarna. Magia! Mój trzeci pobyt na Islandii i tak się zaczyna, w końcu mogę to zobaczyć na własne oczy (i sfotografować – zapraszam na mojego instagrama:). Niezły start wyprawy!
Plan był taki, że o ile nie będzie lało, sesję zaczynamy wczesnym rankiem, pierwszego dnia po przylocie. Udało się. Wstajemy, nie pada – let’s do it! Jedziemy do Seljavellir, dolinki u podnóża wulkanu Eyjafjallajökull (to ten cwaniaczek, który sparaliżował ruch lotniczy nad Europą w 2010 roku). Miejsce już przeze mnie sprawdzone. Trochę wieje, niezbyt ciepło, ale wysiadamy i zaczynamy spacer. Magda z Maćkiem zachwyceni widokami (dla nich to był pierwszy pobyt na wyspie), ja ich fotografuję…
Mocno wychłodzeni, ale szczęśliwi pakujemy się do naszego czerwonego VW Polo i jedziemy dalej – kierunek Vík. Najpierw klify na zachodnim końcu słynnej czarnej plaży. Oczywiście wieje tak, że głowy urywa. Zwłaszcza Magdzie, która wpina we włosy, specjalnie na tę okazję, swój kilkumetrowy welon ;) W międzyczasie grzecznie dziękujemy grupie japońskich turystów, którzy widząc parę młodą koniecznie chcą sobie z nimi zrobić zdjęcie. Z selfiesticka, of course!
Przemieszczamy się dalej, tym razem już na samą czarną plażę (Reynisfjara). W końcu pojawia się też trochę słońca. W idealnym momencie :) Światło na Islandii o tej porze roku ma to do siebie, że praktycznie cały dzień trwa „złota godzina”. Od wschodu do zachodu słońce wędruje sobie trochę powyżej horyzontu. Jeśli mieliście okazje już ze mną współpracować, czy to na sesji ślubnej, czy sesji narzeczeńskiej, wiecie że takie światło to coś co lubię najbardziej :)
Oczywiście cały czas wieje:)
Jedziemy dalej… Wypogodziło się już na dobre. I tutaj następuje to co na Islandii jest najlepsze – można zatrzymać się praktycznie gdziekolwiek i mieć pewność, że znajdziemy idealne tło do zdjęć. Krajobrazy, góry, lodowce, wodospady… Co kto lubi!
I to by było na tyle na chwilę obecną! Jeśli spodobało się Wam – zapraszam również na moją prywatną stronę filipmaniuk.com do obejrzenia moich zdjęć z prywatnego wyjazdu z roku 2015. Niedługo postaram się też wstawić trochę zdjęć „nieślubnych” z tego ostatniego wyjazdu.
A jeśli spodobało się Wam, sami planujecie swój ślub i macie ochotę na swoją sesję ślubną w ciekawym i oryginalnym miejscu – zapraszam! Sesja ślubna na Islandii, w Norwegii albo w polskich Tatrach? Why not!?